MY
![]() |
| www.pixabay.com |
Syczący
szum w skroniach tłumił zgiełk miasta. Wolałam być ofiarą
zgiełku. On, jak sprawiedliwy ojciec obdarowywał swoim napięciem
wszystkich, po równo. Telefon w torebce odezwał się, jak sądził
po przyjacielsku, smutnymi słowami piosenki The Rolling Stones
„Angie”. Prawdę mówiąc, nienawidziłam jej i nie wiem dlaczego
wciąż miałam ją przy sobie.
-
Za ile będziesz?
-
Pytałeś mnie o to pięć minut temu… Jadę przecież…
-
Ok. Spotkamy się na miejscu.
Bez
słowa wyłączyłam komórkę. Ok. Spotkamy się na miejscu. Dorota
Terakowska miała swoją teorię drugiego brzegu. Wmawiała nam, że
nie lubimy własnego, do którego chcąc nie chcąc zmierzamy. Za
to kochamy i tęsknimy za tym drugim. Dlaczego? Ja także znałam
odpowiedź. Bo według nas prowadziła do niego bardziej słoneczna
droga, przy której rosły bardziej kolorowe marzenia zawsze bardziej
gotowe do spełnienia.
Przemijanie.
Czy także rozglądamy się za każdym innym, tylko nie za swoim?
Złodziejka cudzego przemijania? Nie. Przemijanie gwarantuje
zmarszczki każdemu w podobnym wydaniu. Nie istnieję więc ja, ty,
on, ona, ono, wy, oni. Jesteśmy my. Przemijający.
Jakub
otworzył drzwi. Ciężkie, skrzypiące… Szpital. Miejsce
znienawidzone przez wielu, obnażające nasze słabości i z zapałem
obdzierające z godności.
Nabrałam
w płuca powietrza wypełnionego zapachem niemytych i starych ciał.
Nie dałam rady opanować obrzydzenia na widok mężczyzny leżącego
zaraz przy samych drzwiach wejściowych. Rany na twarzy, rękach i
nogach wystawały nieprzyzwoicie spod cienkiego koca. A obok niego,
tak jakoś nieśmiało przycupnął foliowy czarny worek. Zapewne
wypełniony cennym dobytkiem tego człowieka. Bezdomny? Zupełnie
mnie to nie obchodziło skoro minęłam go bez słowa i bez większej
uwagi.
Mama.
Mama Jakuba.
Znudzona
pielęgniarka niedbałym ruchem głowy pokazała gdzie jej szukać.
Mistrzyni lodowatego spojrzenia. Pyszna młodość.
Zobaczyliśmy
ją z daleka. Podzieliła los pacjenta spod wejściowych drzwi.
Leżała tak jak on na korytarzu kontrolowanym przez złowrogie echo.
Na niskiej polówce, zwinięta w kuleczkę, wyglądała jak porzucone
dziecko. Jej rozwichrzone siwe włosy sterczały na wszystkie strony,
a ona dotykała ich z jakimś uporczywym niedowierzaniem, że są
jej częścią.
Ze
ściśniętym gardłem odezwałam się pierwsza:
-
Dzień dobry. Widzę mamo, że podłapałaś niezłą fuchę…
zostałaś strażniczką schowka…
Jakub
zaśmiał się nienaturalnie i nie ruszył z miejsca. Jednocześnie
spojrzeliśmy na zamknięte drzwi, przy których ustawiono łóżko.
Raził w oczy wymowny napis na tabliczce: SCHOWEK.
Miałam
ochotę włożyć sobie Mamę pod pachę i wynieść z tego
przygnębiającego miejsca. Dałabym przecież radę. Była taka
malutka. Nie ważyła zbyt wiele. Rozczulały mnie jej ręce, jak
zasuszone, jesienne gałązki. Widziałam jej oczy, które z
karkołomnym wysiłkiem próbowały przywołać uśmiech. Zero
skuteczności.
Kucnęłam
obok niej.
-
Jakubie, idź porozmawiaj z lekarzem. Fela nie może leżeć w takich
warunkach. Dotknęłam dłoni pokrytej misterną siecią błękitnych
żył, żyłek i żyłeczek. Przypominały drogi i dróżki wyrysowane na mapie.
C.D.N. :)
KSIĄŻKA ZE ZBIOREM OPOWIADAŃ UKAŻE SIĘ W GRUDNIU 2019 ROKU :) ZAPRASZAM :)





Tekst, który sprawia że każdy choć na chwilkę się zatrzyma. Śliczny. U.
OdpowiedzUsuńLiczę na to. Całym moim serduchem :))
OdpowiedzUsuń